Tata dziś zakończył urlop urlop - i wrócił do pracy. A właściwie to zaczął zupełnie nową pracę. Cały luty byliśmy razem w domu - najpierw 11 dni oczekując narodzin Drugiej Córki, a potem kolejne już wszyscy w komplecie. Minęło bardzo szybko. Za szybko, oczywiście.
Dziś po kolejnej dziwnej nocy, kiedy to najmłodsze po nocnym karmieniu o 4:00 nie za bardzo wykazywało ochotę na dalsze spanie, po śnie drzemkowo-przerywanym ok.9:00 wstałam z łóżka, a w mieszkaniu cicho, pusto, Starszak w przedszkolu, Tata w nowej pracy. Zobaczyłam tylko zaparzoną inkę czekającą na mnie na blacie w kuchni. I tak oto zostałyśmy same.
Młoda po kolejnym cycowaniu zakończyła swą teoretycznie najdłuższą dzienną 3godzinną drzemkę po 45 minutach. Zdążyłam zjeść kanapkę, wysikać się, ugotować kompot z jabłek. Ech. No, ale cóż zastaję w łóżeczku? Czy te oczy mogą kłamać? "Mamo, po co ci prysznic, skoro masz mnie?" <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz