Umarłeś rok temu. Dziś minął rok od Twojej śmierci. Odszedłeś w Wigilię, będąc zdrowym, wesołym, uśmiechniętym Staruszkiem. Tydzień wcześniej trafiłeś do szpitala z bólem w klatce - wszyscy myśleli, że masz zawał, ale Twoje serce biło jak dzwon. Zaczęli robić Ci różne badania, a część z nich - właśnie ze względu na Święta - przesunięto na 27 grudnia. Nie doczekałeś.
Jest 16 grudnia kiedy dostaję telefon od Mamy, że poszedłeś do piwnicy i nagły ból uniemożliwił Ci powrót na górę. Przyjechała karetka, zawieziono Cię do szpitala. Nie rozmawiałam z Tobą przez 6 kolejnych dni, nie zadzwoniłam zapytać jak się czujesz, byłam zła. Byłam zła na Ciebie, że wywijasz taki numer przed Świętami. Że Mama teraz będzie musiała pilnować Babci i nikt nie przygotuje Świąt, na które miałam przyjechać ze swoją rodziną.
Dzwonię do Ciebie dopiero 22 grudnia w południe, rozmawiamy dwa kwadranse, mówisz, że ciągle Cię boli, ale mam się nie martwić, bo jeszcze trochę pożyjesz. W końcu za miesiąc rodzi Ci się druga prawnuczka, nie mógłbyś tego przegapić. Obiecuję odwiedzić Cię jak tylko przyjedziemy, ale wielki brzuch jest dobrą wymówką żeby nie robić tego aż do dnia Wigilii.
Tego dnia po kolacji zbieramy się do Ciebie. Mama szykuje barszcz z uszkami do słoika, kapustę, rybę, ja dorzucam kilka pierników, które piekłam z Olgą. Do szpitala jest bardzo blisko, ale już wejście na drugie piętro graniczy z cudem - krzywię się na widok tylu schodów i komentuję brak windy dla odwiedzających. Idę z Mamą, Tatą i Olgą - brat, siostra i małżon zostają z Babcią. Mama nie chce żeby Olga szła do szpitala, ale uspokajam ją mówiąc, że może więcej stracić nie idąc z nami. W końcu to jej ukochany Pradziadek, a bakterie są wszędzie.
Kiedy już wejdę na to drugie piętro zatrzymamy się przy pokoju lekarzy. Przemiła pani doktor z burzą loków i doczepianymi rzęsami powie, że wszystko jest z Tobą w porządku. Że dostajesz morfinę na ból, a oni nadal szukają przyczyny. Że serce zdrowe i że w ogóle żwawy z Ciebie Dziadunio.
W szpitalu jest pusto, Olga biegnie przez korytarz. Wpadając do Twojej sali jakby trafia na szybę, nagle się zatrzymuje, robi kilka kroków w tył. Czy już wtedy wie, co wydarzy się za chwilę?
Jest godzina 19:00, siedzisz na łóżku, opowiadasz "współlokatorom" kim jesteśmy, żartujesz, uśmiechasz się. Znowu powtarzasz, że jeszcze trochę pożyjesz. Ogarnia mnie straszny smutek, przytłacza mnie to miejsce. Wydajesz mi się małym, nieporadnym Dziaduniem, zdanym na łaskę lekarzy. Nie wiem dlaczego, nie rozumiem tego uczucia, które mnie ogarnia. Prawie się nie odzywam. Z wielkim brzuchem opieram się o ścianę i tylko patrzę. Opowiadasz, że Olga to Twoja prawnuczka i że za chwilę będziesz podwójnym pradziadkiem, że w brzuchu kolejna dziewczynka. Jesteś taki dumny. Mówię do Mamy, że w tym szpitalu jest strasznie. Kiwa głową, odpowiada, że już niedługo wyjdziesz do domu.
Zbieramy się do wyjścia. Chwalisz moje uszka w barszczu, ale jednocześnie przepraszasz, że już dziś ich nie zjesz. Na pewno spróbujesz jutro. Na pożegnanie dajesz mi buziaka w policzek. Nigdy nie dajesz mi buziaka w policzek. Nigdy. Po prostu nigdy. Zawsze całus w czoło. Dlaczego nie dałeś mi całusa w czoło???
Idziemy długim korytarzem, słyszę Twój głos, słyszę że mówisz do innych pacjentów jak mają na imię Twoje Prawnuczki. Ilu masz wnuków. Słyszę jak się śmiejesz.
Wracamy do Twojego mieszkania, dzwonisz do Mamy na komórkę, rozmawiasz ze swoją żoną, z córką, nawet Olga daje się namówić na chwilę rozmowy, choć przed momentem widziała Cię na żywo i generalnie jest dość niechętna na telefoniczne pogawędki. Ja już z Tobą rozmawiać nie będę. Tłumaczę, że jestem zmęczona. Do męża mówię kręcąc głową ze smutkiem, że strasznie było w tym szpitalu.
Jest godz. 21:00 kiedy mój Brat wpada jeszcze na chwilę na oddział z ciastem świątecznym dla personelu. Wraca i mówi, że się babki ucieszyły na widok tortu makowego. Do Ciebie już nie wchodzi, mówi, że wróci jutro, bo już późno i z pewnością jesteś zmęczony.
Dowiadujemy się później, że szykujesz się do spania. Pielęgniarce mówisz jak bardzo jesteś szczęśliwy. Że odwiedziła Cię rodzina, że zobaczyłeś prawnuczkę i że kolejna urodzi się niebawem. I to są Twoje ostatnie słowa. Spłyca Ci się oddech, a pielęgniarka woła lekarza i zestaw reanimacyjny. Walczą o Ciebie ponad godzinę. Nie wracasz i nikt nie wie dlaczego. Przecież nic takiego Ci nie dolega. Lekarka krzyczy "Proszę Pana, co się dzieje?!".
O 23:00 dzwoni telefon ze szpitala. Dzwonią do Mamy, która została z Babcią w Waszym mieszkaniu, bo my wszyscy wróciliśmy do domu. Siedzę z Siostrą i Bratem w pokoju na górze, rozmawiamy o wszystkim i o niczym. Olga dawno śpi. Tata z mężem grają na dole w czołgi i piją drinki. Brat odbiera telefon od Mamy. Umarłeś.
Dziś mija rok. Urodziła się Twoja druga prawnuczka, wiesz? Jest świetnym raczkującym bobasem. Często sie uśmiecha. Ostatnio nauczyła się robić "papa". Olga poszła do zerówki. Potrafi sama uczesać się w kucyk. Jest strasznie chuda i pewnie chciałbyś dla niej usmażyć kurczakowe nogi, a potem jeszcze zapchać kluskami. Wiesz, że je uwielbia. Niedawno miała urodziny, piąte. Z pewnością wyciągnęłaby od Ciebie "różowy pieniążek", choć Ty chciałbyś żeby wybrała ten zielony. Mamy się dobrze. Odwiedzam Rodziców raz w miesiącu, Babcię też. Smutno jej bez Ciebie, choć chyba nie do końca rozumie, że odszedłeś na zawsze. Czasem się zamyśli, a wtedy na pewno wie, że już nigdy nie wrócisz. Że nie złapiesz jej za ramię i nie powiesz "Babcia, jak ja Cię kocham", a ona cmoknie z udawanym oburzeniem. Oddaliśmy Twoją działkę w dobre ręce - ale na wiosnę zrobiłam tam jeszcze z Pawłem, Olgą i Dalią w chuście wertykulację trawnika i przycięłam jabłonkę. Te drzewka, które posadziłeś dla moich córek po urodzeniu (Dalii posadziłeś przed - skąd wiedziałeś?) rosną i nawet w tym roku były owoce. Ci państwo, którzy teraz się nimi opiekują radzą sobie naprawdę dobrze. Jak będą chcieli to wpadnę w przyszłym roku na cięcie wiosenne. Wiem, że lubiłeś kiedy ja brałam sekator do ręki. Mówiłeś wszystkim sąsiadom, że jestem lepsza od "tego inżyniera, co chodzi po działkach".
Mogłeś jeszcze trochę pożyć. Te pięć lat, o których sam mówiłeś - my naprawdę Ci wierzyliśmy. Tak bardzo za Tobą tęsknię. Tak bardzo jestem zła na siebie, że byłam taką niedobrą wnuczką. Że za rzadko dzwoniłam, za rzadko odwiedzałam. Że czasem warczałam. Że nie zawsze mi się chciało dzwonić z informacją, że dojechałam do Wrocławia, a Ty zawsze czekałeś na mój telefon. Chciałabym zadzwonić teraz. Ciągle słyszę Twój głos, pamiętam jak się śmiałeś. Mówiłeś do mnie "Madzik", zawsze mogłam na Ciebie liczyć.
Chcę żeby moje córki miały takich Dziadków, jakim Ty byłeś dla mnie. Bo byłeś najlepszym Dziadkiem. I tak bardzo mi przykro, jak komuś mówię o tym, że odszedłeś a w odpowiedzi pada "Aaa.. to tylko dziadek". Bo dla mnie byłeś AŻ Dziadkiem.