W czwartek odwiedziłyśmy z Młodszą naszą nową przychodnię. Nową, ponieważ po jej narodzinach stwierdziliśmy z Małżonem, że za chiny ludowe nie chcemy być pod opieką pani doktor z poprzedniej placówki, ani pani położnej środowiskowej, z czasów pierwszej córki. Dużo zdrowia nas ta "opieka" kosztowała. I mleka.
Zachęceni dobrymi opiniami wśród dzieciatych znajomych o Nowej Pani Doktor, zapisaliśmy od razu obie nasze panny, jak szaleć to szaleć. W 10 dobie życia Panny nr 2, zostaliśmy zaszczyceni tzw. patronażem, czyli że przychodnia przychodzi do Ciebie, a nie Ty do przychodni. Najpierw doktor, potem położna, choć w tym momencie nie mogę sobie już przypomnieć czy nie było przypadkiem na odwrót. No cóż, dziur w mózgu watą nie zatkasz.
Poza tym, że obie były wyperfumowane po czubek głowy, to złego słowa nie powiem. Doktor co prawda mówiła w tempie takim, że synapsy pod moją kopułą niemalże eksplodowały z powodu próby dotrzymania jej tempa w odpowiedziach; a Położna tak długo oglądała bobasa jakby szukała trzeciej nogi, by w końcu stwierdzić, że "No nie mam się do czego przyczepić!". Poza tym było naprawdę dobrze. Nikt mnie nie namawiał na dokarmianie butelką, nikt nie twierdził, że takie duże piersi to na pewno mają mało mleka, ba, nawet na nasze pomysły szczepionkowe reakcja była spokojna i stworzyliśmy indywidualny kalendarz.
Dlatego w miarę ze spokojem szłam już teraz osobiście, z Młodą w chuście, do Przychodni na wizytę. Miało być szczepienie na gruźlicę, i, tu naprawdę miła niespodzianka - powiedziałam, że dzidzia ma katar i szczepienie zostało z automatu przełożone. Co prawda fuknięcie pielęgniarki nie uszło mojej uwadze, ale Doktor powiedziała jasno "nie". Plus dla niej. Nawet dwa.
W przychodni oczywiście matek jak mrówków. Matek z nosidełkami, fotelikami, gondolkami, jak zwał tak zwał. I przyszłam taka ja, z chustą, normalnie atrakcja. Szepty, ukradkowe spojrzenia. Niczym krokodyl w zoo. "A nie ciasno jej tam?", "A nie wypadnie?", "A nie za zimno?", A, a, a?
No i chyba nigdy nie skumam dlaczego ktoś, kto ma wizytę o 16:30 przychodzi już o 15:40. Albo dlaczego ja jestem zapisana na 15:40, a następna osoba z dzieckiem na 15:45?
Dodatkowo dowiedziałam się, że moja maleńka córeńka waży już 4610g (urodziła się 3900g)!!! I to tylko na maminym cyculku. Jara mnie ta świadomość jak łysego grzebień. I daje jeszcze większego powera by nadal karmić.
Znalezione w necie. Nie mogłam się powstrzymać przed wrzuceniem :)
To ja się pochwalę, że moja w miesiąc złapała ponad kilogram na samym cycu! Ale myślę, że też dlatego, że się 3kg urodziła.
OdpowiedzUsuń