Dziś Anna Zin z wrocławskiej szkoły noszenia "Przywiązanie" opowiada od czego zaczęła się jej chustowa przygoda. Z rozmowy dowiecie się także jaki jest związek "budowy i funkcji", czyli różne wiązania, różne nosidła - różne obowiązki, które znacznie łatwiej ogarnąć z zamotanym bobasem.
- Kiedy rozpoczęła się Twoja zamotana przygoda?
Jak w większości przypadków moja
droga chustowa zaczęła się od doświadczeń prywatnych. Dzięki
chuście doceniłam uroki macierzyństwa, poczułam radość z bycia
z dzieckiem, było to dla mnie i mojego syna wielkie odkrycie, które
wprowadziło zupełnie nową jakość w nasze relacje.
- Twój syn musiał być rehabilitowany. Powiedz w jaki sposób pomogła Wam w tym chusta?
Tak, to prawda, musiał być rehabilitowany ze względu na wzmożone napięcie
mięśniowe oraz zaburzenia integracji sensorycznej. Mieliśmy zatem
kontakt i z fizjoterapeutą NDT Bobath , terapeutą SI, logopedą
oraz lekarzem rehabilitacji. Od nich wszystkich słyszałam same
pozytywne przekazy dotyczące noszenia w chuście. W tamtym czasie (8
lat temu) była to jeszcze nowość, więc często pokazywałam im,
jak wiążę chustę, żeby mogli ją poznać i wyrobić sobie opinię
na temat noszenia. Wszystkie entuzjastyczne słowa, które wtedy
usłyszałam, utwierdziły mnie w przekonaniu, że chusta jest po
prostu wspaniałym wynalazkiem, że jest bezpieczna i daje dziecku i
mamie coś niezwykłego: radość, więź, kontakt, bliskość ,
dobrą energię, a przy okazji wspiera rozwój malucha, jego
umiejętności motoryczne, poznawcze, ułatwia rozwój mowy, wspomaga
poczucie ciała w przestrzeni.
- Opowiedz jak do tego doszło, że stałaś się certyfikowanym doradcą noszenia?
Zanim zostałam profesjonalna
doradczynią Die Trageschule Dresden® przez 5 lat prowadziłam
wrocławski oddział Klubu Kangura – stowarzyszenia promującego
noszenie w chustach i nosidłach miękkich. Przez te kilka lat wraz z
innymi mamami-wolontariuszkami , organizowałyśmy cykliczne
spotkania chustowe, podczas których szerzyłyśmy ideę
rodzicielstwa bliskości i uczyłyśmy rodziców nowych wiązań. Ponieważ chciałam doradzać rodzicom
w pełni profesjonalnie, postanowiłam zdobyć certyfikat najstarszej
niemieckiej szkoły dla doradców noszenia – Die Trageschule
Dresden®. Szkolenie z Ulrike Höwer było dla mnie niezwykłą
lekcją nie tylko techniki wiązań, ale też szacunku dla rodziców
i ich wyborów, lekcją empatii, porozumienia bez przemocy i
aktywnego słuchania.
Podczas zajęć indywidualnych i grupowych
zawsze staram się wspierać rodziców w ich kompetencjach, zwłaszcza
że spotykam się z nimi często w bardzo szczególnym momencie ich
życia, niedługo po porodzie, kiedy są bardzo wrażliwi. Staram się
im też zawsze przekazać, że noszenie jest najprostszą i jedną z
najfajniejszych rzeczy, jaką możemy naszemu maluchowi zafundować.
To przede wszystkim potężne narzędzie budowania więzi (lecz tylko
narzędzie, nie zapominajmy o tym, że więź można budować na
tysiąc innych sposobów). Dzieci noszone są zwykle spokojniejsze,
mniej płaczą, lepiej śpią, a rodzice nabywają pewności siebie w
opiece nad maluchem.
- W czym chusta może na co dzień pomóc rodzicom?
Dzięki noszeniu w chuście stajemy się
też bardziej mobilni, mamy więcej swobody (wbrew pozorom) i dwie
wolne ręce (nie do przecenienia!). Nie będę tu nikogo namawiać do
wykorzystania tych dwóch rąk do sprzątania, chyba że ktoś lubi i
się przy tym relaksuję. Zachęcam raczej do tego, by wykorzystać
te chwile, gdy maluch śpi w chuście na coś, co sprawi nam
przyjemność: taniec, czytanie, zabawę ze starszakiem, zrobienie
się na bóstwo, czy po prostu spacer na świeżym powietrzu. A jeśli
w zlewie piętrzą się naczynia, to też łatwiej ogarnąć
obowiązki domowe, gdy ma się dziecko przy sobie.
Wiązania z przodu
bardziej niż te na plecach, sprzyjają budowaniu więzi, ponieważ
przy kontakcie skóra do skóry w okolicach klatki piersiowej,
wytwarza się najwięcej oksytocyny. Wiązania na plecach są z kolei
niezwykle praktyczne, jeśli wiemy, że będziemy się dużo schylać
lub angażować przód ciała (np. przy pracach domowych). Jednak
wybór sposobu wiązania zależy w głównej mierze od naszych
uwarunkowań, od tego, w którym wiązaniu czujemy się najpewniej,
w którym nam najwygodniej i najbezpieczniej.
Jeśli wybieramy się na wycieczkę w
góry, najlepiej wybrać chustę lub nosidło ergonomiczne (dla
starszaka). Typowe nosidła górskie ze stelażem, przeznaczone dla
dużych, stabilnie i samodzielnie siedzących dzieci, są
rozwiązaniem dopuszczalnym, acz mało praktycznym. Musimy je dźwigać
bez względu na to, czy siedzi w nich dziecko, czy nie, w dodatku
maluch siedzi w nich w pewnym oddaleniu od rodzica, więc jego ciężar
gorzej się rozkłada. Myślę, że dużo wygodniej i bardziej
praktycznie będzie włożyć starszaka w lekkie i miękkie nosidło
ergonomiczne. Pamiętajmy też, że dziecku, które zaśnie w nosidle
górskim ze stelażem, zabraknie stabilnego podparcia. Zawsze przed
zakupem nosidła dobrze jest się do niego przymierzyć razem z
dzieckiem. Wtedy poczujemy na własnym ciele, który model jest dla
nas najbardziej odpowiedni.
Zdjęcie przedstawia Anię z bliźniaczkami na zajęciach zamotanej salsy.
Dziękuję Ci, Aniu, za rozmowę!
A Wy, jeśli macie jeszcze jakieś pytania do Doradcy Noszenia - wpisujcie je w komentarzach. Zadam je przy okazji kolejnych wywiadów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz