Dwie Córki

Dwie Córki

piątek, 30 maja 2014

Wielka sraka w chińskiej dzielnicy

Lekki armageddon z Brucem Willisem w roli głównej. Plan na piątek był dobry, szkoda, że nie udało się go wcielić w życie. Starsza w przedszkolu, Małż urlopowy, idealnie by pojechać do Ikei po lampę, do której dziura w suficie została wywiercona pół roku temu. 
Wcześniej, po drodze, odwiedzamy Anię, jej równie domowe jak nasze dziecię, i jej wielkie kocury.
Efekt taki, że godzina 13:00, a my dopiero w samochodzie. Czyli jakieś 3 godziny poślizgu. Pika rezerwa - kierunek stacja benzynowa. Zatankowane, telefon do Ani, że jednak najpierw Ikea, potem kawa z kotami. Ruszamy ze stacji - turbokorek! Ani w przód, ani w tył, ani w bok, stoimy, gorąco, dramat. Nasza najmniejsza pasażerka a zarazem największa miłośniczka podróży autem, robi dziwne miny, stęka, rusza energicznie łapkami, krzywi się... Nooo i masz babo placek - dosłownie - kupsko. Myślę, dobra, zjadę, zaraz przecież zjadę, zaraz się ruszy, zaraz będzie parkning. W tym samym momencie do małego móżdżku Małej Istoty zaczynają docierać sygnały, że siedzi obkupolona, i że stan rzeczy nie zmienia się przez dłuższą chwilę. Ostatecznie, ileż można czekać?! Przejeżdżamy pół metra, metr, ooo 5 metrów, Młodsze zaczyna się niecierpliwić, zaczyna pojękiwać, pokrzykiwać, by w końcu rozryczeć się na poziomie jaki rozrywa matczyne serce za kierownicą. Efek błyskawiczny: ryczę i ja. Nie ma gdzie zjechać, więc stoimy, ryczymy i nie wiemy co dalej. Doprowadzona do ostateczności zjeżdżam na pas zieleni i rozpoczynam akcję "zmiana pieluchy". Mała pupeczka nie jest zachwycona, mokra chusteczka szczypie, nadal ryczymy obie. Gdy widać światełko w tunelu następuje spektakularny sik na tylnym siedzeniu, a na efekty nie trzeba długo czekać. Teraz trzeba się przebierać. Szczęście w nieszczęściu, że tym razem wzięłam awaryjny ciuch "w razie wu". Tulę w ramionach, Mini przełożona do fotelika zasypia w okamgnieniu, z wyczerpania, spłakana, wykończona samochodowymi przygodami. Wracamy do domu. Dziś nie będzie ani szwedzkich klopsów na obiad, ani kociej kawy na podwieczorek. Ani cholernej lampy. Dość.

Spisuję te traumatyczne przeżycia, co drugie zdanie podchodząc do łóżeczka poprawić pannę D. która w ostatnie dni nauczyła się: obracać z brzucha na plecy, pełzać, odpychać nogami, okręcać wokół własnej osi, wkładać do buzi całą piąstkę, pluć smokiem na odległość. I robi to wszystko oczywiście wtedy, gdy teoretycznie powinna spać - więc sama sobie przeszkadza. W efekcie drzemki dzienne skróciły nam się z 2-3 godzin do 20-40-60min, a czas zapadnięcia w ten jakże długi sen wynosi aktualnie półtorej godziny. Za chwilę miną dwie godziny od ostatniego karmienia, więc bobas obudzi się z burczącym brzuchem. I tak w kółko. Love it!

2 komentarze:

  1. Dzielna kobieto :* Ale Ci zazdroszczę tej Ani w pobliżu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest o dwa miechy szybsza niż mój Niko :)

    OdpowiedzUsuń