Przyznaję, zwiałyśmy - pogoda przepędziła nas ze wsi. Co prawda w mieście wcale nie bardziej kolorowo, ale co własne śmieci to własne. Przynajmniej pranie mogę zrobić kiedy chcę, bo potrafię obsługiwać pralkę;)
Myślałam, że moje młodsze dziecię jest bardziej odporne na podróże i zmiany miejsca. Ale wczorajszy przypadek utwierdził mnie w przekonaniu, że niestety ta mała bestia bardzo przywiązuje się do miejsca, w którym przebywa i potem ciężko znosi aklimatyzację w nowych warunkach. Spędziła 16 dni we własnym, można powiedzieć, pokoju, w łóżeczku turystycznym, które jakieś takie miększe, bujające, o ciekawszych bokach, kąpiel w umywalce, tylko cycki karmiące te same. A tu nagle inne wyro, otoczenie, odgłosy, wielka fioletowa wanna osobista no i masz babo placek. Nawet znajomy cycol nie ukoił, długo to trwało aż się kobiecina otrząsnęła i przyznała, że fakt, znam to mieszkanie, bo przecież tu mieszkam.
Jeśli wierzyć prognozom to od poniedziałku ma wrócić piękna, ciepła wiosna, więc pewnie znowu się spakujemy i wprowadzimy nieco chaosu w życie Dziadków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz