Właśnie dziś skończyła się przygoda z Akademią Maluszka. Olga była tam pierwszym przedszkolakiem, bo to była świeżutka, nowiutka placówka rozpoczynająca działalność. Był maj 2012, Olga miała 2,5 roku. Przez pierwszy tydzień spędzała tam 5-6 godzin, a że od razu się zaaklimatyzowała i bardzo jej się tam spodobało - to po co miała przejmować się tak przyziemną kwestią jak jedzenie? Nie jadła nic. NIC. Po prostu. Szok, niedowierzanie, a jednak przeżyła. Nikt jej do niczego nie zmuszał, pojawiły się inne dzieci i nagle wszystko zaczęło smakować. Nawet szpinak (w to uwierzyć najciężej, chyba poproszę o nagranie z monitoringu).
Nauczyła się wiele, zawiązała przyjaźnie i nawet jedno pierwsze, przedszkolne love ("mamooo, ale Wojtek nie chce się ze mną bawić i na dodatek traktuje mnie jak konia!" wtf?!). Miała dwa Bale Karnawałowe, wycieczki do parków, brykanie na placu zabaw. Przetrwała zabawy z pluszowym kotkiem podczas leżakowania; raz nawet gdy kotka brakło znalazła mu zastępstwo w postaci plastikowego klocka. Taaak, tak, moja starsza córka odkryła, w jaki sposób bycie dziewczynką może być przyjemne;)
Pożegnanie urządzili jej z pompą. Była korona ze sreberka, kwiaty z bibuły, balony i kosz laurek od innych przedszkolaków. Książki, kolorowanki, kredki. Matka piekła dzień wcześniej babeczki, dla chłopców w niebieskich papilotach, dla dziewczynek w różowych. Rano dostałam misje zaplecenia najpiękniejszego warkocza ever, a deszcz za oknem spowodował smuteczek, bo nie można było założyć pięknej sukni...
Nagromadzenie pozytywnych emocji u tego mojego małego wrażliwca wywołał reakcję obronną - orzygoliła się cała, bidulinka, a w domu leżała do wieczora na kanapie jak pies Pluto oglądając bajkę i popijając orsalit.
Teraz wakacje, a od września - z e r ó w k a. Nowe miejsce, nowi przyjaciele, nowe otoczenie. Po drugiej stronie ulicy. Będziemy ją zaprowadzać w kapciach.
Opowieści o kotku mnie przerażają, chociaż wiem, że wszyscy mali ludzie przez to przechodzą. Ale i tak sobie nie umiem i nie chcę wyobrazić takich zagrywek u mojego dziecka za kilka lat.
OdpowiedzUsuńPrzedszkole... wydaje się, że to dla mnie jeszcze taki odległy temat. A tu chwila, moment, minie jak z bicza strzelił i też trzeba będzie stroić na bale przebierańców i słuchać od mamy koleżanki Pulpeta, że ją traktuje jak konia ;) Dzieci!
Za każdym razem, kiedy mój Tato mówił "jeszcze wczoraj byłaś taka mała" - czy to w liceum, czy na studiach - zawsze mnie to bardzo rozbawiało, bo przecież "jak to wczoraj, to było dawno!".. Teraz mówię to samo. Wczoraj urodziłam Olgę, pięć minut temu Dalię..
UsuńCzas zasuwa, ani się obejrzysz a Pulpet skończy przedszkole :)
po 1: Olga jest lachon i jestem zakochana. Cudo
OdpowiedzUsuńpo 2: moje dziewięciomiesięczne dziewczę też odkryło przyjemność z bycia dziewczynką. Tak tak, dobrze czytasz, Rysia i magiczny guziczek poznali się na zapięciu od wózka między Rysiowymi nogami.
3. Olga jest lachon. Patrz już o tym było chyba nie?
Dzięki, Matko Rysia za córkowe komplementy.
UsuńPatrz, jaki zew natury, magiczne guziczki :D czy my też tak? Moja Mama nie pamięta (a przynajmniej tak twiedzi)
Mojej nawet nie pytam bo jej się wydaje pewnie, że Krystyna z niepokalanego poczęcia także teges. Za to ja pamietam doskonale jak w przedszkolu mając lat 3 pokazywałam koledze na leżakowaniu "guziczek" a on mi swojego... ten no... pytąga. Chociaż wtedy to była raczej kijaneczka ale nie o tym chciałam. Co do zabawy guziczkiem mam flash back taki, że cos koło 4 roku życia odkryłam Amerykę . Ale moja gówniara ma 9 miesięcy! Ta to dopiero ma tempo...
OdpowiedzUsuńwcześnie zaczyna.. po mamusi? :D
Usuńmamusia zaczynała wcześniej. wie - bo pamięta ;)
Usuńkurde PÓŹNIEJ! MIAŁO BYĆ PÓŹNIEJ :P
Usuńhaha wydało się :D
Usuń