Święto tłuściutkiego pączusia. Wczoraj. Fajnie, że taki pączuś ma swój dzień, w którym można się nim bezkarnie objadać. Matka karmiąca też może, a co. Zjadłam 4, przyznaję. Ssakowi chyba podeszły, bo, odpukać, wszystko ok. Poza tym, że znowu dziabnęła mnie tak, że lewy sutek do wymiany, echh..
W związku z pączkami wczoraj odwiedzili mnie moi Rodzice. Dziadkowie moich córek. Działo się! Olga oszalała, a Dalia poznała w końcu Dziadków z tej strony rodziny. Jadła i spała, potem nawet do zdjęć popozowała grzecznie. Anioł!
Wczoraj to w ogóle był jakiś dzień otwartych drzwi. Najpierw moi Rodzice, później na herbatę i pączka wpadli Pradziadkowie, również na pierwszą wizytę, a dzień zakończył się odwiedzinami kolegi z wypasionym aparatem, co z kolei zaowocowało mini-rodzinną-sesją-zdjęciową. Dala zatankowana po uszy grzecznie zniosła wygibasy, przebieranki i pozowanki.
A dziś dojadamy pączury, ja już odpuściłam, ale patrzę i widzę, że leżą takie smutne w kuchni na blacie.. Aj tam, chyba lepiej zaparzę sobie melisę, o!
ale dumny dziadek:)
OdpowiedzUsuń