Szklanka mleka, całus na drogę, tornister na plecy.
Włosy zaplecione w warkocz, wyprasowana sukienka.
Te trzy schody do drzwi wielkich, oszklonych. A potem dalej. Schodami i w prawo.
Zapach nowości, skręcony żołądek, strach mieszający się z ekscytacją.
Tata z aparatem, takim zwykłym, na kliszę. Robi tylko jedno zdjęcie, które o dziwo wychodzi i zostaje w albumie na lata.
A te lata lecą. Mijają kolejne klasy, zmieniają się wychowawczynie. Lubię geografię, wuefu w ogóle. Każą chodzić na korekcyjną z nieulubioną panią. W sklepiku sprzedają andruty i soczki w woreczkach. Odkrywam w sobie pasję, uwielbiam malować. Nawiązuję przyjaźnie, które trwają do dziś. Dwa razy szyją mi głowę. Chodzę na tańce, potem odkrywam karate.
Czeszę włosy, prasuję białą bluzkę. Czyszczę sandały, pakuję aparat. Idziemy za rękę, choć to tylko kawałek - przechodzimy przez ulicę i już, już prawie jesteśmy.
Czuję jak zaciska dłoń na mojej. Uśmiecha się, a na twarzy graja emocje - radość, niepewność, wszystko jest nowe. Czy jej się spodoba?
Szukamy klasy, przemierzamy korytarze. W końcu - jest! Pierwsza "ce", z papierową sową wyklejoną na drzwiach. Żółte ściany. Żółty dywan. Przez okno widzi okno swojego pokoju. Siada obok Martyny z zerówki, za nimi Tomek. Pani sprawdza obecność. To się dzieje naprawdę!
Jutro o 8:00 zaprowadzam i zostawiam. Wychodzę. Muszę. Poradzi sobie! Tym razem we mnie emocje. W końcu "NIE dla 6-latków w szkole", osobiście podpisywałam.
Jest mądra, jest bystra, jest rezolutna. Nie mogę wątpić.
Moja mała córeczka poszła do pierwszej klasy. A ja jestem matką uczennicy.
Interesujący wpis
OdpowiedzUsuń