Ostatnie dni mijają mi w szaleńczym tempie pomiędzy kuchnią, łazienką, pralką a zmywarką. Mąż wrócił i mimo, że tęskniłam bardzo teraz najchętniej wysłałabym go do Honolulu. Jest zimno, ale jeszcze nie-tak-zimno żeby włączyć piec (gazowy, sic!) więc wysuszenie prania graniczy z cudem. Ten cud piętrzy się w łazience i ledwo się go pozbyłam z podłogi, a już widzę, że wysypuje się z kosza ponownie. Zmywarko, działaj jak najdłużej, bo gdybym po całym dniu miała jeszcze walczyć z garami, dawno wyszłabym z siebie i stanęła obok. Blw-baby jest genialne, szama wszystko, chętnie, ze smakiem, dziś nawet miniwidelcem dziabała w pulpeta, ale syf jest przeokrutny. I kto go sprząta? Marysia. Marysia się nie postarała, podwyżki nie będzie. Chcę taką Marysię:( No bo jasne, że JA! Matka! Matka polka umęczona, ze szmatą, na kolanach. Piorę, sprzątam, gotuję, i jeszcze ostatnio chodzę po lekarzach. Bo o ile infekcje oddechowe, odpukać, omijają nas szerokim łukiem, tak skórne dają w dupę. Starsza infekuje Młodszą, i tak w kółko, jedno się zaleczy, drugie wyłazi. Dziś do kompletu doszło oko, nie wiadomo czo to, ale wyleczyć trzeba, bo ropieje, jest spuchnięte i czerwone - Starsze może z powodzeniem grać zombie w Halloween.
Ten, kto nazwał macierzyński urlopem z pewnością był mężczyzną. Chcę na wakacje!
W takich chwilach podnoszę się na duchu, że nie tylko ja jestem w takiej koziej dupie. Fajnie wiedzieć. Chętnie bym teraz do Ciebie wpadła z butlą wina i bym Ci na to pranie pochuchała, poskładała. Ps.moje dziecko też bzitkie ze szramą lata. Taki lajf. Hajfajf!
OdpowiedzUsuńco za hajlajf!
Usuń