To wszystko miało się już dawno skończyć. To, co dzieje się teraz, miało dziać się w drugiej połowie sierpnia. Oczywiście sprawa się rypła, a rzeczy generujące chaos i syf wszechobecny jak zwykle twierdzą, że mała obsuwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
Otóż tym razem było inaczej.
Wiedziałam na co się piszę. Wiedziałam, że Starszak zaczyna nowe przedszkole, że Małżon wyjeżdża w delegacje, że Magik Remontowy będzie na mojej głowie. Ja sobie z tego wszystkiego zdawałam sprawę. Ale to wszystko okazało się trudniejsze niż założyłam.
Mamy małe mieszkanie. Dwa pokoje. Jeden aktualnie wyłączony z obiegu. Kiedyś to była nasza sypialnia - fajnie było mniej więcej do czasu, jak sobie uświadomiliśmy, że cholera przecież my chcemy mieć dzieci. Gdzie? Jacy idioci kupują tak małe klity? Zawsze mnie to zastanawiało i o proszę, odpowiedź miałam pod nosem. Szczęście w nieszczęściu salon okazał się duży i ustawny, tak, że udało nam się wygenerować całkiem przytulny kąt sypialny, że mogliśmy postawić tam normalne łóżko, bez konieczności skazywania się na spanie kanapowe. Młode teraz ma tam też swój minikącik łóżeczkowy.
Mała retrospekcja: Starszak dostał swój prywatny pokoik mniej więcej w wieku 5 miesięcy. Wnętrze ewoluowało - mimo swego niewielkiego metrażu (tam jest chyba 3x6m) zmieniało się kilkakrotnie, w zasadzie nie do poznania. Najpierw różowe ściany z rzędami mebli po obu stronach, starą sofą po siostrze w spadku i łóżeczko szczebelkowe. Potem błękitno-różowo-fioletowe ściany przywitały prawiedorosły tapczanik, obrotowe krzesło, huśtawkę i mini stoliczek z krzesełkami. Powstała również tablica, wymalowana przez Matkę, na szczycie której siedziały sowy. I tak to było przez prawie 3 lata. Nieco ponad rok temu mini tapczanik został zastąpiony dorosłym łóżkiem. Meble moje jeszcze panieńskie tam stoją - są pięknie wykonane, proste, sosnowe, nie wyobrażam sobie, że się ich pozbywam. Więc remontowy jeden problem z głowy - szafa i komoda zostają, nie trzeba wybierać nowych mebli.
Gdy pojawiło się Młode od razu wiedzieliśmy, że coś trzeba będzie znowu z tym pokojem zakombinować. I tak oto wracamy do początku tego posta - bo zakombinowaliśmy. Córkę Drugą trzeba wyprowadzić z salono-sypialni, a więc pokoik musi zostać dostosowany do potrzeb zarówno bobasa jak i zerówkowicza. I wszystko sprowadza się do tego cholernego remontu, który trwa już tydzień, a końca nie widać! Co można robić w takim maleńkim pokoiku??? Ano jak widać można..
W czwartek przyjeżdża stolarz montować łóżko, więc widać światełko w tunelu. Małżon wraca w sobotę i do tego czasu chciałabym mieć względnie ogarniętą chatę. Tymczasem mam szafę na stole i kanapie, a Dalia raczkuje między kartonami, tarzając się jednocześnie w pyle z gładzi. Starszaka wysłałam na przymusowe wakacje do Babci, przedszkole, trudno, tu się nie da żyć.
Kończ Pan, Panie, te gładzie, regipsy i malowanki! Wiem, że będzie pięknie, ale jak kolejny raz wycieram ten pył, te kawałki tynku wciągam odkurzaczem, ten obiad jem na mieście, bo nie mam gdzie go ugotować - to się pytam, na co mi to było...
Jest kanał. Znam to. Ale prawdziwa kaka demona zaczyna się, kiedy taki remont dzieje się w kawalerce i najprościej w świecie nie masz drugiego pokoju do wyniesienia dorobku życia.
OdpowiedzUsuń...aż mną wzdrygnęło....
Noś się porwała z motyką na słońce ! Ale widziałam na insta ostatnio że lepiej zaczyna być, fajnie będzie, żyjecie?
OdpowiedzUsuńmelduję, że tak :)
OdpowiedzUsuń