Nie patrzyłam nigdy przychylnym okiem na blogi parentingowe, na których matki piały z zachwytu nad swoimi dziećmi. Na Starszaku trenowałam "zimny chów", mimo iż było to moje pierwsze dziecko. Nie zwykłam roztkliwiać się nad uśmieszkami, nowymi umiejętnościami czy zawartością pieluchy. Tym ostatnim nadal się nie jaram, ale cała reszta robi mi z mózgu sieczkę. Ten mały, pełzający, domniepodobny człowieczek powoduje, że chcę zatrzymać świat na moment żeby napatrzeć się na aktualny grymas buźki, zapamiętać całą skomplikowaną sekwencję obrotu z brzucha, mieć czas na wycałowanie małej stópki albo wyczochranie kudłatych pejsów za uszami.
Jestem regularnie śliniona, memłana, pacana, szczypana, a bobas niestrudzenie poszukuje sutków w każdym możliwym punkcie na moim ciele. Jestem ubabrana mlekiem, mokra od śliny, często na moim ramieniu znajdzie się plama skisłego posiłku. Codziennie rano staję przed lustrem z dylematem - ubrać się ładnie, czy funkcjonalnie? Tak, żeby łatwo było cycka wystawić, czy może dobrze prezentować się podczas przypadkowego spotkania z dawno niewidzianą koleżanką? Czy wybrać ładną i modną bluzkę, czy może taką, której nie będzie szkoda wyrzucić jak już zostanie totalnie wymemłana...?
Leżę w łóżku z Najmłodszą a ona ssie te swoje małe, tłuściutkie paluszki. Ślina kapie, mokro wszędzie. Po chwili - pac - matko, widzę Cię - pac - ooo, tu masz oko - pac - wyrwę włosa przy okazji, za dużo ich. Zaczynam się zastnawiać, czy z mojego i tak już okrojonego makijażu jeszcze coś zostało. "Maaammoooo, po co Ci makijaż, skoro masz mnie?" Kładzie się, już niby śpiąca, głowa w górę - żartowałam! Po chwili to samo. Leży. Zamykam oczy. Słyszę szuruburu, Pełzak pełza. Czuję - siooorb - mokro.. "Mamo, znalazłam językiem Twój nos!" Wspaniale.
Podpełza, przytula nagłym ruchem głowy, odsuwa się, po chwili cykl się powtarza. Rozmiękcza to moje serducho. Mimo tej całej mokrej oprawki, mimo jęzora wiecznie wystawionego na zewnątrz - uwielbiam, kocham mocno takie momenty. Starszak tak nie robił. Pamiętam jak pierwszy raz się do mnie przytuliła, wtuliła wręcz. Był początek lipca, a więc miała 8 miesięcy, płakała w łóżeczku, nie chciałam jej wyciągnąć "żeby się przypadkiem nie przyzwyczaiła" - jak się w końcu ugięłam to wtulona zasnęła na moich rękach w trzy sekundy. Potraktowałam to jako lekcję, potem już zawsze wyciągałam i tuliłam. A teraz tulę jak szalona i widać, że to procentuje. Love.
Ten wpis aż emanuje ciepłem, no, obślinionym ciepłem ;)
OdpowiedzUsuńtakie życie teraz.. mokra robota;)
Usuńdasz wiarę, że ja nigdy nie czytałam blogów. śmiałam się z blogów. Do tej pory średnio je czytam, średnio lubię, mam ze trzy, które odwiedzam i na tym mi wystarczy w zupełnośći.
OdpowiedzUsuńTak, czytam co u Ciebie :D
P.S. Lubię słowo "oślumtana"
o przewrotny losie! napisała to Mama Krystyny, której to blog jest słynny na całą Polskę :D
Usuńsiema u mnie!
Musiałam Cię zacytować
OdpowiedzUsuń