Dwie Córki

Dwie Córki

niedziela, 31 lipca 2016

Zgodne rodzeństwo?

My, jako rodzice dwóch córek mamy ze sobą trudną relację. My, czyli Rodzice VS Starszak, ale także Starszak VS Młode. Starsza córka jest w fazie buntu na wszystko od czasu kiedy życie zafundowało jej kombinację zmian na praktycznie każdej, ważnej dla niej, płaszczyźnie - przeszła z prywatnego przedszkola do publicznej zerówki, za chwilę zmieniła ją na pierwszą klasę, a jeszcze w międzyczasie urodziła jej się siostra. Dużo jak na pięciolatkę (tak, poszła do 1 klasy jako jedna z najmłodszych w roczniku). Sporo zmian było pomniejszych, typu wyjazdy w delegację Ojca, remont, podzielenie się własnym pokojem, kursowanie między naszym mieszkaniem a domem babci.

Wspominałam już, że właściwie przestałam czytać dla przyjemności i non stop siedzę z nosem w poradnikach rodzicielskich. Kilka tygodni temu kolejną pomocną dłoń wyciągnęło wydawnictwo Samo Sedno, wysyłając mi na ratunek egzemplarz książki pt. "Zgodne rodzeństwo" autorstwa Natalii i Krzysztofa Minge.



Gdy ostatnio spotkałam się z przyjaciółkami, mamami dzieciaków w różnym wieku, w różnej kombinacji (synowie, córki, parki) okazało się, że wszystkie borykamy się z "problemami" tego samego typu. Bójki między rodzeństwem są na porządku dziennym, szarpanie za włosy, gryzienie, a nawet plaskacze w głowę. Wniosek nasuwa się sam: relacja między rodzeństwem rodzi się w bólach ;)

I właśnie ta najnowsza książka z mojej półki traktuje o tej relacji.

Jeśli masz 'na stanie' więcej niż jedno dziecko lub planujesz powiększenie rodziny - to jest to również pozycja dla Ciebie. Niezależnie, czy jesteś w ciąży, masz małe lub trochę starsze bobasy, ta książka może sie okazać bardzo pomocna. Dowiesz się z niej jak wspierać swoje dzieci, w jaki sposób robić to mądrze, by przy okazji nie ześwirować. Autorzy przytaczają wiele przykładowych sytuacji, wiele z nich jest z gatunku tych mocno stresowych - czytając miałam przed oczami obrazy z własnego podwórka.

Jest cały rozdział o noszeniu w chuście. Byłam go bardzo ciekawa, bo niestety często spotykam się z mniej lub bardziej dziwacznymi radami w tym temacie. I miło się zaskoczyłam - rozdział jest bardzo fajnie napisany, pomocny, wymienia korzyści noszenia i, poza tymi oczywistymi jak bliskość, stawia ten najważniejszy dla rodzeństwa - wolne ręce do zabawy ze starszakiem.

Niestety im dalej w las, tym bardziej można odnieść wrażenie, że autorzy chcą nas pozbawić złudzeń - nawet jeśli będziemy się bardzo starać to nie damy rady zapobiec konfliktom między rodzeństwem a także to nie do końca od nas zależy jakie będą między nimi stosunki.


W książce znajdziecie rozdziały na temat:

- Jak przygotować dziecko na pojawienie się rodzeństwa?

Z rozdziału dowiesz się między innymi dlaczego nie można pytać swojego jedynaka o pozwolenie na posiadanie drugiego dziecka, a także jakich pytań należy unikać ("cieszysz się z rodzeństwa?"). Treść jest poparta scenkami z życia dorosłych, przez co łatwiej nam się wczuć w sytuację.

- Gdy jest was już czworo

Kupować prezent "na powitanie" starszemu dziecku, czy nie kupować? Jakie są potrzeby noworodka, a jakie starszego dziecka? Jak ważne są pierwsze dni razem? Przetrwanie wizyt członków rodziny plus emocje towarzyszące starszakowi - świetne wskazówki jak przekierowywać uwagę i jak sterować takimi odwiedzinami, żeby nikt nie był pokrzywdzony. I pięknie napisane o wisiadłach.

- Budowanie relacji przywiązania między rodzeństwem

Przywiązanie. Bliskość. Cała wioska. Jak stworzyć warunki sprzyjające budowaniu więzi? I bardzo ważne zdanie: "Dzieci, by się poznać i polubić, muszą mieć możliwość wspólnego spędzania czasu". Takie proste, prawda?

- Ty jesteś starszy, więc powinieneś

O dzieleniu i ustępowaniu. O ustalaniu zasad i trzymaniu się ich, nawet jeśli młodsze dziecko jest za małe, by cokolwiek zrozumieć. Nauka negocjacji i rozwiązywania problemów. I tu, jak wszędzie, nie ma drogi na skróty - trudnej sztuki negocjowania warunków np. zabawy konkretnym autkiem, trzeba się po prostu nauczyć. Nasza rola, by pomóc, a nie przeszkadzać. Ukierunkować zamiast szantażować.

- Jak nie obciążać starszych dzieci swoimi problemami

Ważny rozdział o tym, by nie obarczać dzieci własnymi problemami.

- Każdy jest inny - destrukcyjna moc porównań

W tym rozdziale podkreślone zostało po raz kolejny, że każde dziecko jest inne i że po prostu, zwyczajnie, naprawdę nie można ich ze sobą porównywać. A także wyjaśniono jak negatywne skutki może mieć taki stan rzeczy.

- Konflikty rodzinne

Ha, to zdanie to kwintesencja: "Osoby, które wchodzą w jawny konflikt, dążą tak naprawdę do porozumienia. Te zaś, które już się nie kłócą, zazwyczaj straciły nadzieję na porozumienie, zrezygnowały z chęci bycia zrozumianym."

Amen.

- Agresja i przemoc

Gdy konflikt przeradza się w walkę i jak pomóc dzieciom z przeżywanymi emocjami.

- Jak zbliżyć skonfliktowane rodzeństwo

Naszym, jako rodziców, zadaniem jest stworzenie warunków do tego, by dzieci mogły nawiązać ze sobą silną więź.

- Codzienne obowiązki


Po lekturze widzę jak istotne jest by rozbudzić w dzieciach ich własne umiejętności: żeby mogły się wzajemnie wspierać, samodzielnie rozwiązywać mniejsze konflikty a także chciały ze sobą współdziałać (a nie tylko jednoczyć się przeciwko rodzicom ;) ).

Nie da się także wartościować potrzeb - zarówno młodsze dziecko, jak i starsze potrzebuje naszej uwagi - trzeba się tylko wiedzieć jak je zaspokajać, jednocześnie pomagając, a nie przeszkadzając im w budowaniu dobrej relacji.



***

Razem z wydawnictwem Samo Sedno mam dla Was niespodziankę - egzemplarz książki pt. "Zgodne rodzeństwo" trafi do jednego z Was. 

Wystarczy, że zostawicie pod tym wpisem komentarz jak Wy, jako rodzice, radzicie sobie z konfliktami między swoimi dziećmi. W komentarzu wpiszcie także maila kontaktowego. Wybiorę zwycięzcę 5 sierpnia 2016 (piątek) i poinformuję go o tym mailowo. W przypadku braku odpowiedzi przez 24h - wybiorę kolejną osobę. 

Konkurs organizowany jest przez Matkę Córek i wydawnictwo Samo Sedno. Przesyłka na terenie Polski, za granicę za dodatkową opłatą wg cennika Poczty Polskiej.


piątek, 29 lipca 2016

TY też możesz zostać świadomym rodzicem

Wiesz, że po szóstym miesiącu najlepiej przejść na mleko X, że na odparzenia najlepsza jest maść Y, a do kąpieli najlepiej wlać środek Z.

Wiesz to wszystko, bo na tym świecie są ludzie, którym zależy żebyś wiedziała.

A czy wiesz, jak prawidłowo pielęgnować swoje dziecko? Myślisz teraz, że z pewnością mówię o wieczornych czynnościach toaletowych, "pielęgnacja = higiena = czystość = kąpanie".

Niestety nie. Ja tu mam na myśli podstawowe czynności jakie codziennie wykonujesz przy swoim dziecku. Czy wiesz jak je prawidłowo podnosić, jak odkładać, jak ubierać, jak przewijać, jak karmić. 

Wiesz? 

>>Ale o co Ci, babo, chodzi? Wszak to nic trudnego - podnieść, odłożyć, przebrać, zmienić pieluchę, nakarmić - każda matka wykonuje te podstawowe czynności niemal automatycznie, z zamkniętymi oczami, w nocy o północy!<<

Tak, wierzę, wiem, że tak właśnie jest. Ale wiesz co? (Prawdopodobnie) robisz to ŹLE.

I nikomu nie zależy, żebyś się dowiedziała jak to robić dobrze. Może nie nikomu - są jednostki - właśnie trafiłam na kolejną taką osobę w swoim życiu. Tylko dlaczego w momencie, gdy moje dziewczyny są już duże i niewiele mogę teraz już zrobić? Dziś wiem jakie i ile terapii czeka mnie z moimi dziećmi. Rozumiem ich zachowania i wzorce jakie zostały wypracowane przez niewłaściwą pielęgnację. Wiem jak ważne jest, by nie podnosić dzieci pod pachy, by nie dotykać głowy, jak unosić pupę do przewinięcia i w jaki sposób bezpiecznie założyć czapeczkę.

Dlaczego NIKT mi o tym nie powiedział wcześniej? Dlaczego żadna szkoła rodzenia nie mówi na ten temat? Dlaczego zależy nam, jako społeczeństwu, na wychowywaniu kolejnych pokoleń dorosłych z problemami rodzącymi się w kołysce???

Dzisiejszy dzień spędziłam na szkoleniu u Agnieszki Słoniowskiej "Pięlęgnacja i rozwój dziecka". 

Gdybym miała określić je jednym słowem - byłby to MINDFUCK.

Agnieszka mówiła, a ja co zdanie podnosiłam szczękę z podłogi. W szkoleniu brała udział także pani neurologopeda. Mieszanka wybuchowa. Czy wiesz, że do neurologopedy można iść już z nowodorkiem? ("Ale po co, skoro on jeszcze nie mówi?" No właśnie...).

Cofnij się do czasu zajęć w swojej szkole rodzenia. O czym były zajęcia? Czy pielęgnacji niemowlęcia poświęcono więcej niż tylko tradycyjną "kąpiel noworodka"? Ja ze swoich zajęć wyniosłam jedną (JEDNĄ!) rzecz, o której dowiedziałam się dzisiaj, że była dobra. Jedną. A Ty?

Wywracasz oczami - nasi rodzice o tym nie wiedzieli i co? Żyjemy? Nasze dzieci też? I mają się dobrze! Naprawdę mój syn uspokajał się tylko i wyłącznie szarpany na wszystkie strony w wózku; no przecież musiałam mieć bujaczek - tylko wtedy mogłam spokojnie wziąć prysznic; ohhh przesadzasz - picie z butelki do 6 roku życia jeszcze nikogo nie zabiło.

No nie. Ale czy to znaczy, że możemy powielać nieprawidłowe wzorce w imię hmmmmm... czego? Wygody? Bo po BLW trzeba sprzątać? Bo łatwiej być nieświadomym rodzicem i nie brać na siebie odpowiedzialności?

Mam w tym momencie ogromny problem. Spadły mi kolejne klapki z oczu. I widzę wszystkie dzieci moich znajomych. Widzę błędy, widzę utrwalone już wzorce. Ile radości wywoływało zabawne raczkowanie córki znajomych. Jak to cieszyliśmy się, gdy syn sąsiadów już w czwartym miesiącu usiadł. Gratulowałam koleżance, że jej miesięczniak trzyma głowę, a nawet rzuciło mi się w oczy na jednym forum jak to czyjeś dziecko już w szpitalu po porodzie takie silne było. 

Widzę własne błędy i widzę ich konsekwencje. Nagle nasze rodzinne heheszki z córek stały się problemami do wypracowania. Wiem jak im pomóc i w jaki sposób stymulować je, by z tego wyszły. To jest niesamowite, bez kitu.


I wiesz co? TY też możesz zostać świadomym rodzicem. Żyjemy w czasach swobodnego dostępu do wiedzy - wystarczy po nią sięgnąć, poczytać, wyszukać, poszerzyć horyzonty. Bądź otwarta, chętna do współpracy i przyjmuj do wiadomości, że coś możesz robić w sposób nieprawidłowy - i to mimo tego, że się starasz jak najlepiej i jesteś najlepszą wersją siebie dla tego Małego Człowieka. 







Na tym świecie są ludzie, którzy wiedzą. I chcą się tą wiedzą podzielić. Podać ją dalej. 
Po to, żeby nam wszystkim żyło się lepiej. Tylko, Rodzicu, OTWÓRZ SIĘ na więcej.







____________________________________________________________

W następnym poście będzie o tym, czego się dowiedziałam, co najbardziej mnie zszokowało i w jaki sposób prawidłowo pielęgnować swojego dzidziu. 

Bo ten post to taki w emocjach i wrażeniach "po", na gorąco.

Uważam także, że takie kursy powinny być bardziej dostępne i każdy rodzic powinien go przejść.

wtorek, 26 lipca 2016

Wakacje 2+2, czyli nasza grecka przygoda

Nasze Wielkie Greckie Wakacje

Nauczeni doświadczeniem z zeszłego roku (klik) postanowiliśmy nie robić żadnych planów na wakacje. Nie oglądać ofert, nie zastanawiać się czy i gdzie pojedziemy. Jedyne co ustaliliśmy to to, że gdy nadejdzie odpowiedni moment (czytaj: dzieci będą zdrowe), spakujemy się, kupimy wycieczkę i wyjedziemy z dnia na dzień.

I prawie nam się udało. Bo co prawda nie z dnia na dzień, ale jednak po 12 latach przerwy wylądowaliśmy w ciepłych krajach i tym razem nie padało (w 2004 roku pojechaliśmy też do Grecji, na 10 dni, z czego 5 padało, a trzy byliśmy w drodze - urlop życia).


Jak kupować wycieczkę z dziećmi? 

Wziąć pod pachę to najbardziej rozbrykane i pójść do biura podróży. Pracujące tam panie widząc Twoją desperację na twarzy, obsłużą Cię bez kolejki szybko drukując informacje na temat dostępnych turnusów. Wróć do domu, wygooglaj hotele, poczytaj opinie, zdecyduj się na hotel, który jest najtańszy, zadzwoń do Pani z biura podróży, z radosnym "Jedziemy!", dowiedz się, że nie ma już lotów z Wrocławia, wróć do googla, wybierz ten, który ma najlepsze jedzenie, zadzwoń ponownie, dowiedz się, że są tam loty tylko w środku nocy, chwilowo się załam, ale potem pomyśl, że przecież wakacje, ciepełko, all inclusive, drinki nad basenem, animacje dla dzieci - I BIERZ JĄ! O wszystko inne będziesz się martwić potem.

Tak to właśnie było u nas. Ojca akurat nie było, bo wymyślił sobie służbowy wyjazd w środku urlopu - musiałam podjąć decyzję sama. Podjęłam. Kreta. 7 dni. Hotel all inclusive. Widok na morze. 

Jedyny minus widoczny na wstępnie to ten nocny lot. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś zdecyduję się na takie rozwiazanie - może jak dzieciaki podrosną. TAM lecieliśmy o 19:30, niby w porze spania, ale żadne nie spało. Młode marudziło ostro, padło dopiero podczas transferu do hotelu. Z kolei lot Z POWROTEM był o północy, Młode padło przed wejściem do samolotu i już się nie obudziło aż do wyjścia z samolotu w Polsce, z kolei Starsze, o matko!, przydałby się nam wtedy egzorcysta na sąsiednim siedzeniu. Marudziła, krzyczała, mówiła, że nie zapnie pasów. Wiem, że to było ze zmęczenia, ale mimo wszystko było ciężko.



Wybrałam mały hotel, w którym wszystkie pokoje mają widok na morze. 10 minut jazdy od lotniska (zaleta: szybki transfer a także atrakcja w postaci lądujących samolotów kilkanaście razy dziennie - nie, nie było głośno i wcale nam to nie przeszkadzało).




Wycieczkę kupiłam w piątek o 21:00 - w środę już lecieliśmy. Te kilka dni dały mi czas na przygotowanie się do urlopu, bo jak się okazało, na Krecie jest gorąco, a ja mam jedną sukienkę i to w dodatku średnio letnią. Skorzystałam z przecen w H&M i na dzień przed urlopem miałam na stanie spónicę, trzy bluzki, spodenki i dwie koszule plażowe. Strój kąpielowy sobie i Starszakowi przezornie kupiłam miesiąc wcześniej. Do TKMaxxa weszłam po ręczniki plażowe, ale jak się okazało zupełnie niepotrzebnie, bo mieliśmy hotelowe, które wymieniali nam co dwa dni (warto się o tym dowiedzieć wcześniej, żeby uniknąć niepotrzebnego bagażu).



Co do ubrań mogę śmiało powiedzieć, że dla siebie spakowałam ilość idealną, dla Olgi nieco za dużo, a dla Dalii przydałyby się ze dwie dodatkowe sukienki. Jeśli nie planujecie wycieczek poza hotel, jak my, warto dogłębnie przemyśleć ilość ciuchów, bo większość czasu i tak spędzicie na plaży lub basenie. Mi się super sprawdziły koszule plażowe, zwiewne mgiełki, które zarzucałam na stój. Dziewczynom spakowałam letnie bluzy z kapturami, i one z kolei przydały się bardzo za kazdym razem gdy wychodziły z wody - na Krecie bardzo wieje (parę osób nam o tym mówiło, ale i tak to nas zaskoczyło, bo dwa dni po przylocie było bardzo spokojnie). Warto mieć kapelusz z rondem co by nie spalić nosa, okrycia głowy dla dzieci i krem z filtrem co namniej 50. Lecąc na urlop z dziecmi warto również nie nastawiać się na wypoczynek, chyba, że ten aktywny. Mi osobiście udało się poleżeć w błogim nastroju, gdy nikt mnie nie zaczepiał ani niczego ode mnie nie chciał, przez pół godziny (!) podczas całego urlopu. Te trzy godziny jak Dalia na mnie spała na leżaku sie nie liczą ;)




Warto też wziąć książkę - ja nie wierzyłam, że uda mi się poczytać, ale na lotnisku coś mnie tknęło i kupiłam "Zanim się pojawiłeś" i to był strzał w dziesiątkę. 



Relacja "LIVE" odbywała się na Fb/MatkaCorek, wklejam raz jeszcze z komentarzem.


Kreta dzień 0

Dojechaliśmy i żyjemy. To chyba najtrafniejsze określenie naszej podróży, bo delikatnie mówiąc to był mały armageddon a nasze dzieci to małe potwory.

Oczywiście trochę dramatyzuję, ale bez kitu - dwa lata to chyba najgorszy okres na latanie. Dodam, że na latanie w nocy. O północy 

Starsza spoko, lekka głupawka na lotnisku, w samolocie czill, rysowała, czytała.

A to młode... Lot o godz.19:30 to nasza godzina spania, więc naiwnie myśleliśmy, że pójdzie spać. Uhmm. Nie. Była co prawda mega zmęczona, ale zamiast się do mnie przytulić i zasnąć to kładła się na podłodze pod fotelami.

Wychodząc z samolotu zamotałam ją w chustę, to się trochę uspokoiła, a potem a autobusie w drodze do hotelu zamotałam drugi raz i zasnęła już na amen. Pierwszy raz zamotałam moje dziecko w 'kangurka' <3

Pan w recepcji powiedział, że w bufecie czekają specjalnie na nas przekąski "po podróży", ale niestety wszystko zamknięte i wyżarte. Mamy wodę w lodówce, ale trochę dygamy czy nas nie skroją na 10€.




Kreta dzień 1

All inclusive nas rozpieszcza. Jedzenie jest przekozackie - lokalne: ryby, sery, oliwki, nadziewane warzywa, do tego jogurty, makarony i...wino, dużo wina. Serio opłaca się wziąć All In, zwłaszcza w hotelu, który ma 4,5* na 5 możliwych w opiniach wczasowiczów.

Olga już jest brązowa i ma prawie białe włosy. Niestety reszta Teamu "C" przypomina spieczone skwareczki, tudzież różowe świnki.


Dzieci nasze mają niespożytą energię, którą jestem prawie pewna czerpią ze słońca, bo nie widzę w okolicy innego źródła, które uciągnęłoby te dwa harpagany.

Pływaliśmy w morzu, basenie, braliśmy prysznic z 7 razy i nawet zażyliśmy z Ojcem przyjemnego masażu w strefie SPA. To, co Pani zrobiła z moimi dłońmi na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Nigdy nie byłam na masażu, więc może nie mam porówniania. Ale jak dali nam w prezencie masaż powitalny to oczywiście, że skorzystaliśmy! Polecam, jeśli na swoich wakacjach spotkacie się z taką opcją. Tak nam się sposobało, że poszliśmy tam drugi raz.

Pozdrawiamy z balkonu, z plastikowymi kubolami, których zawartość to efekt nowej, pięknej znajomości Ojca z Barmanem. Nasze All Inclusive kończyło się o 23:00. Dzieciaki szły spać o 20:00, więc nie pozotawało nam nic innego jak siedzenie na balkonie i wieczorne kursy Ojca po driny na wynos w plastikowych kubkach.


Kreta dzień 2

Dziś wspominam wakacje w 1993 na Majorce. Mój dwuletni brat jadł tylko "frytki z keczupkiem i arbuz" a wujek co wieczór mówił do kelnera "zwei mal mineral wasser und bier". Pamiętam animacje, jak wygrałam pierwszą w życiu colę i jak powiedziałam do mikrofonu że jestem "from Poland" i nie chcieli mi uwierzyć. Całe dnie na plaży, w basenie, w morzu, w wodzie - to właśnie tam nauczyłam się pływać. Tam jadłam też pierwszy raz w życiu ośmiornice, bo myślałam że to schabowy 


Teraz jestem ze swoją rodziną i kształtuję wakacyjne wspomnienia tych dwóch moich Istot. Niesamowite.

Dzisiaj dziewczyny miały również melodię na fryty z keczupem, ale generalnie mogę powiedzieć, że są w kulinarnym raju. Starsza - niejadek - je (szok), Młode - wszystkożerne - je wszystko (normalka). Nie boi się próbować, odkrywa nowe smaki. Na kilogramy wsuwamy arbuza i pomarańcze. Młoda przy kolacji krzyczała "tato, DUOOO" czyli dużo - były cztery dokładki.



Napoje są rozcieńczane wodą, wszystkie jak leci. Piwo, wino, sok, kawa z ekspresu. No i albo masz to picie gorące albo lodowate. Olga pierwszy raz piła COLĘ, o zgrozo! Oczywiście jej smakowała.

W basenie mamy słoną wodę - trochę średnio, ale za to świetna wyporność. Olga uczy się pływać, dla Dalii to pierwsze spotkanie z wodą, i można powiedzieć, ze udane.


Na zakończenie muszę przyznać, że jestem dziś spieczoną świnką. Aqua aerobik w południe i filtr 30 okazał się fatalnym duetem.


Kreta dzień 3

Wczoraj podobno był najcieplejszy dzień na wyspie 40 stopni w cieniu. Nic dziwnego zatem, że spiekłam się niczym rasowa loszka. Musieliśmy kupić panthenol w małej buteleczce i zawrotnej cenie, żebym mogła się przyzwoicie ubrać na kolację. Ktoś z Was mi polecał wzięcie Panthenolu, niestety nie posłuchałam, a teraz sama radzę - WEŹCIE na wszelki wypadek. Szkoda potem płacić prawie 10 euro za maleńką butelczynę.

Dziś za to jest mega wietrznie. Są ogromne fale i jakby było zachmurzenie to z powodzeniem można by ogłosić sztorm o skali powiedzmy 8.

Siedzę wlasnie na balkonie z widokiem na morze i jest mi mega zimno. W szafie mamy wełniane koce i Ojciec mnie tutaj podpuszcza, że jak się skuszę i okryję to zrobi mi fotę na insta za milion lajków

Ma dzisiaj urodziny. W barze śpiewali mu "happy birthday" - mega miło. Sto lat!


Kreta dzień 4

Tak wam tu wychwalam jedzenie w nasze hotelu, a dzisiaj słyszeliśmy jak obsługa mówi o nas "banda polakko" i teraz nie wiem - czy to dlatego, że jemy jak prosiaki? Czy że za dużo? Że Dalia tłucze szklanki? Czy to tak pieszczotliwie i powinniśmy potraktować to jako komplement? 

Morze wciąż jest niespokojne, wieje okropnie i śniadanie jadłam w bluzie, a w ciągu dnia kilka razy wychodziłam z basenu żeby się ogrzać. Dalia po jednej takiej kąpieli wpełzła na mnie i tak została na trzy godziny. Było mi supermiło i w ogóle, ale po tym czasie straciłam czucie w kończynach, okulary miałam całe w soli (tak zawiewa od morza) i spalony, czerwony nos (w efekcie do spieczonej loszki doszedł mi nos a la Buka). Są też plusy tego smażingo-leżingu: skończyłam czytać książkę "Zanim się pojawiłeś", którą kupiłam na lotnisku w drodze tutaj. Tak dawno nie czytałam nic dla przyjemności, same poradniki rodzicielskie, że już zapomniałam jakie to cudowne uczucie i jak kiedyś uwielbiałam pochłaniać książki. Przekazałam ją poznanej tutaj babeczce, która właśnie dziś wracała do domu. Niech ktoś inny też sobie popłacze. Piękna, wzruszająca historia! Kto nie czytał - nadrabia.


Kreta dzień 5

Powiem wam, że urlop z dziećmi spoko. Ale prawda jest taka, ze wszystko się kolo tych dzieci kręci. Nie ma mowy o jakiś własnych atrakcjach, kiedy na przykład młodsze śpi, a starsze mogłoby być w klubiku dla dzieciaków, ale niestety nie chce tam iść.

Każdy posiłek to tak naprawdę próba "kto szybciej zje", nie ma opcji żebym się mogła zastanowić nad sensem życia pochylając się przy kanapce z fetą i obłędnymi oliwkami, bo jak Młoda zje swoją porcję owoców i (niestety) nie zawoła o więcej, to wstaje i bajlando, koniec, wstawaj rodzicu i chodź ze mną na basen, ale już!



A na basenie to też w kółko - Skaczę, łap mnie! Sisiu! Niam! Chodź tam! Puuuuu (piłka) itp.
Więc ogólnie, naprawdę fajnie się bawimy, ale kiedy ten żłobek i czy Starszaka można wysłać do dziadków???


Teraz właśnie odbywa się w naszym hotelu Grecki Wieczór z muzyczką, tańcami i fałszującymi grajkami, ale ma to swój niewątpliwy urok.


Kreta dzień 6

A to znaczy, że jutro już kończymy greckie wakacje. Na (nie)szczęście lot mamy w środku nocy, więc calutki dzień wciąż przed nami.

Dzisiaj poszłam na masaż do strefy SPA. Pani o egzotycznej urodzie i wdzięcznym imieniu Vicky zrobiła dobrze moim udręczonym macierzyństwem plecom. Dorzuciła miętoszenie karku i masaż głowy, także jak wyszłam stamtąd tak zalęgłam na ponad pół godziny na leżaku i zasnęłam.. I muszę przyznać, że totalnie przez ten czas się zregenerowałam! To było niesamowite - masaż, brak dzieci (były z Ojcem w pokoju), bezczynne leżenie na słońcu i kojący halny znad morza... prawda, ze cudownie? Chciałabym wrócić do domu i utrzymać postanowienie robienia czegoś dobrego dla siebie regularnie.
Poza moim błogim acz krótkim w skali całego urlopu, lenistwem, zaliczyliśmy także dzisiaj polowanie na Mavericki. Fale były ogromne, a obie dziewczyny odkryły w sobie żyłkę surfera. Skakały w morzu jak dzikie dziki z Karwii, rzucały się na fale, a my, rodzice, mieliśmy fitness z siłką za free, bo przecież ktoś te małe dziczki musiał za fraki spod fal wyciągać.


No i bardzo ważny news urlopu - Olga nauczyła się pływać! TAK! Czadowo, co nie?


Kreta dzień 7

Czyli kończymy nasze wielkie greckie wakacje. To był naprawę fajny urlop. 

Na zakończenie udało mi się złapać to samo błogie rozluźnienie co wczoraj. Ojciec był w basenie z Młodą, Starsza pływała z koleżanką, a ja położyłam się na wodzie na plecach, zamknęłam oczy i... I nic. Tak sobie po prostu, zwyczajnie leżałam, korzystając z wyporu słonej wody.

Mamy samolot o północy. Mocno hardkorowo i na pewno wybierając wczasy w przyszłości będę miała na uwadze lot w innej porze dnia. Właśnie trwają animacje dla dzieci - po nich idziemy się przebrać i podjedzie nasz autobus. Dalia jest juz zmęczona więc w ruch pójdzie chusta albo nosidło. Gdy przylecieliśmy tutaj tydzień temu to także była noc, Młode zasnęło mi na kolanach, a ja po raz pierwszy zamotałam ją w kangura. Pewnie teraz będzie podobnie.




___________________________________________________

Niestety tuż przed wyjażdem zepsuła się nasza lustrzanka, wzięliśmy więc komórki, selfiestick i pożyczyliśmy instaxa od znajomych. Chcę jeszcze zmontować filmik - trzymajcie kciuki żeby mi się udało :)


FILM